top of page
Szukaj
  • tomaszgos

Zaczynam od kreski lub kropki

Z Januszem Skowronem, polskim artystą malarzem i rysownikiem mieszkającym w Nowym Jorku, rozmawia Tomasz Gos.


Janusz Skowron, fot. Tomasz Gos


Jakim autem jeździsz?


Wysokim, typu SUV. Wygodny samochód i ma dużą kierownicę, z czego się bardzo cieszę.


Nadaje się na pracownię?


Tak, dlatego cieszę się, że ma dużą kierownicę bo często używam jej jako sztalugi.


Skąd pomysł na samochód-pracownię?


Często podróżuję z żoną i podczas każdej podróży w programie jest wizyta w dużych sklepach i centrach handlowych. Nie przepadam za takimi miejscami, więc zawsze w takich sytuacjach mówię żonie: kochanie, idź do sklepu a ja poczekam w aucie. Wpadłem w końcu na pomysł, żeby wozić w samochodzie szkicowniki, cienkopisy i ołówki. Czekając na żonę mogę przecież rysować. Okazało się to świetnym pomysłem. Tyle tylko, że jak mnie dopadnie wena twórcza a żona za szybko wróci ze sklepu, to pytam ją czy nie chciałaby zrobić jeszcze jakiś zakupów. Bardzo lubię też rysować w samolocie.


MAN WITH A MASK, pencil, white ink, 29x21 cm, 2008.


Nie rozpraszają cię stewardesy?


Nie. Kiedy gaszą światło, zapalam lampkę, zakładam słuchawki, puszczam muzykę i kilka godzin lotu potrafię poświęcić na szkicowanie. Ostatnio sporo moich prac powstało na trasie: Warszawa, Paryż, Nowy Jork.


Co lubisz rysować w podróży?


Dla mnie rysowanie jest pewnym rodzajem gry i improwizacji. Bardzo lubię używać szorstkiego, dobrego papieru akwarelowego. Ołówek zostawia na nim charakterystyczny, czasami mało przewidywalny ślad. To uwalnia w mojej wyobraźni przeróżne pomysły. Kiedyś, lecąc do Utah, rysowałem różne ryby, jakie wyobrażałem sobie, że mogą tam być. Na miejscu okazało się, że nie ma tam żadnych ryb a woda jest słona. Były tam tylko kryle.


FISH VI, ink, 2021.


Lubisz papier?


Uwielbiam. Dyplom robiłem z litografii. Płótna i duże formaty papierów mam w swojej stacjonarnej pracowni. W samochodowej są tylko małe formaty. To pozwala mi na częste i szybkie szkicowanie. Nie da się jednak rysować na zielonym świetle.


Czy w twojej twórczości był jakiś przełom?


Tak. W latach dziewięćdziesiątych poznałem w Nowym Jorku Lubomira Tomaszewskiego – rzeźbiarza. Współtworzył grupę artystyczną „Emocjonalistów”. Przyszedł na moją wystawę i spytał czy może zobaczyć więcej moich prac? Poszliśmy do mojej pracowni i w końcu po naszej dłuższej rozmowie zacząłem wyciągać zza szafy stare rysunki, które moim zdaniem były straszne. Tomaszewski był nimi zachwycony, powiedział, że są mocne i pełne emocji, i że muszę je pokazać na jakiejś wystawie. Tak zaczęła się moja trwająca do dzisiaj współpraca z emocjonalistami.


Czyli malujesz emocje…


Zaczynam od kreski lub kropki. Nie zakładam z góry jak będzie wyglądała skończona praca. To dzieje się jakby samo pod wpływem emocji. Obrazy maluję podczas jednego posiedzenia. Następnego dnia nie wracam już do tego obrazu, bo są już we mnie inne emocje. Jeśli nie uda mi się czegoś zrobić podczas jednego posiedzenia to wyrzucam to do kosza. Nie traktuję mojej sztuki jako rzemiosła. Jest to dla mnie frajda i przyjemność. Mam ten komfort, że nie żyję wyłącznie z mojej sztuki.


MAGIC LANDSCAPE, acrylic, 21x26 cm, 2020.


Skąd wzięły się twoje maski?


Mój dziadek rysował komiksy, w których anioły walczyły z diabłami. Anioły i diabły miały niesamowite twarze. Być może stąd wzięła się moja chęć do deformowania twarzy i robienie z nich masek. Portretu żony nigdy nie deformowałem. Ona jest w porządku.


Każdy człowiek ma jakieś maski.


Dla sąsiadów, żony, kochanki… Kiedyś traktowałem maski w sposób bardziej dosłowny. Zakrywały całą twarz. Od jakiegoś czasu są one fragmentaryczne, zasłaniają na przykład tylko oczy albo usta. Dzisiaj z powodu COVID-u maski stały się wszechobecne. Każdy je nosi, przybierają różne formy i kolory.


Podczas twojej wystawy w Chinach nie ocenzurowano twoich masek?


Nie, chociaż niektóre były przerażające. Jedna z masek miała oczodoły w czerwieniach, sugerujących krew. Ten cykl masek zatytułowałem „Czas wojny”. Pokazywałem go nawet w Polsce. Jeden z księży proboszczów porównał te maski do ofiar II wojny światowej. Niech mu tam będzie.


Czy wszechobecność masek w czasie pandemii wpłynęła na twoją twórczość?


Przeraziła mnie. W rzeczywistości jestem optymistą. Trudno mi powiedzieć dlaczego tworzę te maski. Może wyrzucam z siebie jakieś przeżycia z dzieciństwa. Kiedy nie mogłem spać w nocy i patrząc na popękaną ścianę wyobrażałem sobie różne rzeczy. Może, tak jak już wspomniałem, wpływ na to miały rysunki dziadka. Walka dobra ze złem.


Zawsze tworzysz przy muzyce?


Kiedyś zarzekałem się, że nie potrafię tworzyć bez muzyki. Dzisiaj potrafię już rysować i malować w ciszy. Cisza też jest muzyką.




115 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page